W epoce odrzutowców, medytacja nie może być procesem powolnym....


Osho łączył ziemskie przyjemności z refleksją nad marnością świata i sam był najlepszym przykładem „Zorby Buddy”, nowego rodzaju człowieka, którego idee głosił. Osho był i jest genialnym nauczycielem medytacji. W pewnym sensie przypomina największego łobuza w klasie, który umie jednocześnie rozwiązać najtrudniejsze zadanie matematyczne.
 
Medytacją może być właściwie każda życiowa czynność – i to odkrycie uchodzi za największe osiągnięcie hinduskiego mistyka. Wystarczy, że coś wykonujesz uważnie przez kilka minut, sekund, a najlepiej całą dobę. Właśnie uważność jest według Osho tym, o co chodzi w medytacji. Uważność, ale nie koncentracja. Koncentracja wyklucza prawdziwą medytację, w której zapadasz się we własne istnienie.


Znajdź coś, co do ciebie przemawia. Medytacja nie może być narzuconym wysiłkiem.


„Idąc, myśl, że nie masz głowy, tylko ciało. Siedząc, myśl, że nie masz głowy. Stale pamiętaj, że nie masz głowy. Wyobrażaj sobie siebie bez głowy. Zrób powiększone zdjęcie siebie bez głowy, patrz na nie. Opuść lustro w łazience, tak, że nie widzisz głowy, tylko ciało. Kilka dni i poczujesz, że ogarnia cię poczucie braku ciężaru, wielka cisza – gdyż to głowa jest problemem (czytaj: wszystkie problemy są wytworem twojej głowy, twojego umysłu). Jeśli zdołasz wyobrazić sobie siebie bez głowy, będziesz bardziej ześrodkowany na sercu”.


 
I oto właśnie chodzi w medytacji i w buddyzmie ery odrzutowców



OSHO: Meditation Needs No Technique